niedziela, 16 grudnia 2012

jeden

Oto ten dzień. Dzień, na który niby czekałam od dzieciństwa, ale jednak strasznie się go bałam. Co było moim największym problemem ? Prawdopodobnie to, że idąc do każdej ze szkół, nie miałam przy sobie nikogo. W dzisiejszych czasach mało kto zwraca uwagę na osobowość innych ludzi. Dla każdego liczą się pieniądze, sława i uroda. Najbardziej ubolewam nad tym, że niestety nie posiadam żadnej z wymienionych wyżej czterech rzeczy. Cóż, jeden ma wszystko, drugi nic. Przyzwyczaiłam się do tego wszystkiego. Już nie łudzę się, że przyjedzie do mnie Książe na białym koniu będący w stanie oddać swoje życie, abym to ja żyła.

Wracając do dnia dzisiejszego. Pewnie gdybym była jedną z zamożniejszych osób rozpoczęłabym notkę od słów: "Na dzisiejszą okazję ubrałam to i to od tego i tego". W mojej szafie zbyt dużego wyboru nie ma. Wyciągnęłam więc zwykłą kremową koszulę i ciemne, stare spodnie. Jakby wszystkich problemów było mało, spóźniłam się na autobus i musiałam iść do nowej szkoły na piechotę. Po bliżej mi nieokreślonym czasie dotarłam na miejsce. Na szkolnym parkingu było mnóstwo drogich, jak i nadających się tylko do kasacji pojazdów. Ze swoich oszałamiających samochodów wysiadały piękne dziewczyny ze swoimi chłopakami. Jedną z nich była Jessica. W naszym mieście jak i jego okolicach każdy ją znał, lub chciał poznać. Kiedy wysiadała ze swojego czerwonego samochodu, w oczy rzuciła mi się jej piękna kreacja. Po chwili, obok niej pojawił się jej chłopak i trzymając się za rękę wchodzili do budynku. Idąc powolnym krokiem rozglądałam się na wszystkie strony. Szukałam znajomej twarzy, z którą mogłabym spędzić ten dzień. Niestety, nikogo takiego nie znalazłam. Weszłam więc do szkoły i podeszłam do tablicy ogłoszeń. Szukałam swojego imienia i nazwiska, aby sprawdzić do jakiej klasy trafiłam. "Cathrine Brooke - I E". Szybko przejrzałam listę uczniów, z którymi przez trzy kolejne lata będę w klasie. Okazało się, że jestem w klasie z dziewczyną z czerwonego samochodu i jej chłopakiem. "Świetnie" - pomyślałam. Gorzej chyba już być nie mogło. Moja klasa miała swoją macierzystą sale pod numerem 72. Weszłam do niej przyglądając się każdemu dokładnie. Większość osób siedziało już na swoich miejscach. Najśmieszniejsze było to, że na ławkach były kartki podpisane imionami i nazwiskami, i to właśnie tam miałam siedzieć. Jak na złość siedziałam z Jassicą. Idąc dosyć powoli do swojej ławki, czułam wzrok całej klasy na sobie. Tak, całej klasy. Nie było to miłe uczucie. Nasz wychowawca tłumaczył nam regulamin i inne "potrzebne rzeczy". Całe spotkanie trwało równo 45 minut. Moje liceum jest takie świetne, że oferuje nawet akademik, z którego każda ucząca się osoba uczęszczająca do tej szkoły korzysta. Pokój dzieli się z osobą z ławki... Nieznosze tych zasad. Chociaż jest tu o wiele lepiej niż w sierocińcu... Stojąc przed drzwiami głęboko oddychałam, po czym policzyłam do czterech i weszłam do pokoju.

- Cześć, jestem Catherine !




1 komentarz:

  1. Świetny! Coś czuję że Catherine będzie w pokoju z Jessicą. Zapowiada się ciekawie, a więc czekam na nexta.
    Jak znajdziesz czas, a mam nadzieję że tak to zapraszam na swojego bloga. Dopiero zaczynam ale może Cię zainteresuje :D
    http://bo-takie-jest-zycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń